One- Shot: Shadow

Witajcie, myszki ;3
Oto i zapowiedziany one-shot.
Sama nie wiem do jakiej kategorii można go zaliczyć..
Nieco oddala się od tematu hallowen, ale mam nadzieję, że.. To małe, krótkie coś przypadnie wam do gustu :3
PS: Pojawiło się pytanie o datę premiery drugiej serii " Arive or Dead"
Cóż.. sama nie jestem pewna. Dreamer najpewniej skończy się 13 lutego.
Więc nowe opowiadanie ruszy 1 marca. Będzie to albo moje 7 rozdziałowe opowiadanko, albo przez wielu wyczekiwana druga seria A.O.D
Pożyjemy zobaczymy :3
A teraz zapraszam:


one-Shot
Shadow.
______________________________________
Wzrok wszystkich zgromadzonych spoczął na mnie od razu, gdy wszedłem do nieco zagraconego salonu. Trwające rozmowy nagle ucichły, a siedząca na kanapie blondynka przerwała pisanie sms'a tym samym stwarzając krępującą ciszę.
Spojrzałem na chłopaka obejmującego mnie w tali. Junichi był wysokim, wyższym odemnie o jakieś pół głowy 23-latkiem. Jego włosy były dość unikalne, ale w swojej unikalności były czymś całkowicie przeciętnym. Ich grzywka miała intensywny, czerwony kolor, zaś reszta włosów była czarna. Miał typowe, japońskie oczy. Lekko skośne o głębokiej, ciemnej barwię.
-Przedstawiam wam Hyesung'a - Głos kolorowo-włosego był tak bardzo przesiąknięty teatralnością, że nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Jun od dwóch lat grywał w musicalach. To co od początku było tylko chwilową odskocznią, szybko stało się jego pasją, którą przedstawiał przy każdej nadażającej się okazji. Najwyraźniej i on zauważył tą dziwną powagę ze strony innych. - Jest moim chłopakiem. - Dodał, jednak wiedziałem, że niepotrzebnie. Jun był bardzo rozmowną osobą, nie potrafił niczego zatrzymać sobie. Wiedziałem, że nasz niemal roczny związek zdążył obgadać nie tylko ze swoimi przyjaciółmi, ale i sąsiadami, rodzicami jak i panem ze spożywczaka.
W prawdzie to było moje pierwsze spotkanie z jego znajomymi, jednak doskonale potrafiłem rozróżnić kto jest kim, a wszystko przez plotkowanie Jun'a.
Czułem na sobie wzrok każdego i wiedziałem, że wszyscy zdążyli mnie już ocenić. Miałem tylko nadzieje, że nie uważają mnie za małego, głupiego Koreańczyka, który postanowił znaleźć sobie chłopaka ze świetlaną przyszłością. Bo na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że energiczny, ambitny i co najważniejsze utalentowany chłopak daleko zajdzie.
-Cześć Hyo, mogę tak do ciebie mówić? - Pierwsza odezwała się urocza brunetka, o okrągłej buźce .Kiwnąłem głową, uśmiechając się. Atmosfera szybko wróciła do normy. Ktoś wniósł do zacnego pokoiku piwo, ktoś inny starał się czegoś o mnie dowiedzieć, a jeszcze inni wrócili do swoich rozmów. Szybko dowiedziałem się, że owszem, wszyscy znali mnie z opowieści Ciemnookiego, który skwitował przyciągnięciem mnie do siebie i cichym śmiechem.
Byliśmy ze sobą dziesięć miesięcy. Na ogół świetnie się dogadywaliśmy, dobrze bawiliśmy się w swoim towarzystwie. Planowaliśmy wyznać moim rodzicom fakt o naszym związku, chcieliśmy razem zamieszkać, nawet zaplanowaliśmy już wspólne wakacje, do których co prawda brakowało ośmiu miesięcy.
Nie widzieliśmy przeszkód, jednak w końcu nić naszego szczęścia została brutalnie przecięta.
*    *    *
Gałęzie drzew powoli pustoszały, niektóre z nich wciąż były przybarwione pomarańczowymi i czerwonymi liśćmi. Siedziałem przed oknem patrząc jak wiatr podnosi z ziemi te brązowe i porywa je do tańca, jednocześnie uprzykrzając dzień mieszkańcom Tokio. Przyłożyłem opuszki palców do szyby, zostawiając na niej ślady.
-Hyo! Sam będziesz to wycierał! - Usłyszałem krzyk z przedpokoju. Odwróciłem się do matki, uśmiechając się przyjaźnie.
-Dobrze. - Oceniłem krótko, wracając do obserwowania przyrody, którą kochałem niemal tak mocno jak Jun'a. Przeciągnąłem się i gdy chciałem odchodzić od przeźroczystego szkła z telefonu leżącego na parapecie zaczęła płynąć muzyka sygnalizująca nowe połączenie. Uśmiechnąłem się widząc na telefonie dobrze sobie znane imię. Bez wahania wcisnąłem klawisz przyzwolenia.
-No, cześć. - Rzuciłem entuzjastycznie. Mój głos niemal przesiąknięty był radością.
- Rozmawiam z Hyesung'iem? - Padło pytanie po drugiej stronie. Barwa głosu wskazywała na to, że mam do czynienia z jakimś starszym mężczyzną.
-Tak. - Odpowiedziałem, zaciekawiony kim była osoba dzwoniący z numeru Jun'a.
-Jestem Ojcem Junichi'ego. - Przedstawił się niepewnie. Moja zdziwiona mina zatrzymała nawet matkę, idącą wytrzeć okno. - Moja żona nalegała, żebym do ciebie zadzwonił... Chodzi o to, że... - Głos mojego rozmówcy zadrżał, sprawiając, że przyłożyłem rękę do serca. - Jun miał dziś wypadek. - Wydusił z siebie. - Był poważnie ranny. Walczył, Hyosung... Jednak mu się nie udało... Umarł w drodze do szpitala. - Zakończył, najpewniej nie wiedząc co mógłby więcej powiedzieć.
A dla mnie... Czas po prostu się zatrzymał.
Czułem łzy, które nie czekając ani chwili zaczęły strumieniami lać się po moich policzkach. Słyszałem przestraszony głos matki, która gwałtownie zamknęła mnie w swoim uścisku. Głos o podobnych emocjach nawoływał mnie przez telefon, który po chwili wysunął się z mojej dłoni i rozbił o drewnianą podłogę.Objąłem mocno moją towarzyszkę, teraz słysząc już tylko swój własny szloch.
Byłem pewien, że to koniec.
*     *     *
Pogrzeb Jun'a był pełen ludzi i pełen łez. Nikt nie potrafił zrozumieć, czemu pierwsi odchodzą zawsze najbardziej wartościowi ludzie. Trzymałem w dłoniach białą różę, nie potrafiąc spojrzeć na księdza.
W końcu trumna z ciałem Mojego chłopaka została zakopana w ziemi.
 Pewnie wkrótce pamięć o Jun'ie także zostanie pogrzebana, tyle że w zapomnieniu. Ludzie przestaną myśleć o tym młodym chłopaku, który najlepiej ze znanych mi osób potrafił żyć.
Wiedziałem, że Ja nigdy o nim nie zapomnę.
O mojej prawdziwej miłości, która teraz najpewniej czuwała przy mnie.
Gdy wróciłem do domu, ponownie utonąłem w objęciach matki. Odkąd sam powiedziałem jej o Moim chłopaku i o jego śmierci stała się bardziej wyrozumiała. Dobrze wiedziała, że cierpię. Jedynie ojciec wciąż myślał, że tak bardzo przeżywam śmierć jednego z moich przyjaciół.
*    *    *
Od śmierci mojego chłopaka minęły dwa tygodnie, które spędziłem w łóżku. Nigdzie nie wychodziłem i z nikim się nie kontaktowałem.
Patrzyłem na śliczne znicze, wyglądające jakby były stworzone z lodu. Obracałem jednego z nich w dłoni, patrząc na swoje blade odbicie. Dziś było Halloween, jednak chciałem je przesiedzieć w swojej norce. Czekałem na następny dzień. Dzień pamięci o osobach zmarłych.
Pamiętałem.
-Hyo? - Usłyszałem przytłumiony głos, jednak w szkle nikogo nie zobaczyłem. -Hyo.. - Tym razem był głośniejszy i rozbrzmiewał z mniejszej odległości. Poczułem jak moje serce przyśpiesza swój rytm niemal do kresu swoich możliwości, wydałem z siebie cichy pisk, gdy zdałem sobie sprawę z tego do kogo należy owy głos. Z przestrachem odwróciłem się patrząc w stronę drzwi.
-Jun! - Krzyknąłem wstając szybko z łóżka. Kolorowo-włosy był.. jakby to ująć... Przeźroczysty.
Zdawał się być jedynie cieniem człowieka, którym był przez całe swoje życie.  Przez jego ciało przenikało krzesło, jak i biurko, gdy zbliżał się w moją stronę. Chciałem krzyknąć by nie podchodził, jednak nie potrafiłem. Czekałem aż stanie przede mną, bym mógł zobaczyć jego zmartwioną twarz. -Boże, Jun.. Co oni ci zrobili? - Zapytałem ze łzami w oczach. Chciałem go dotknąć, jednak gdy zbliżyłem dłoń do jego twarzy ta po prostu przez nią przepłynęła.
-Przyszedłem się z tobą pożegnać. - Powiedział smutno, cały czas stojąc obok i wpatrując się ze smutkiem w moje oczy. Przegryzłem wargę jednak, gdy to nic nie dało schowałem twarz w dłoniach i  spróbowałem powstrzymać nieznośne łzy. - Nie płacz, Hyo. - Prosił i chyba spróbował dotknąć mojego ramienia, bo nagle poczułem zimno w danym miejscu.
-Jak oni mogli mi cię zabrać? Co ja mam teraz bez ciebie zrobić?  - Chlipałem, powoli wpadając w panikę. Odsłoniłem oczy, wiedząc, że właśnie tego oczekuje.
- Poradzisz Sobie, kotku. - Uśmiechnął się, jednym ze swoich wygięć warg przeznaczonym na scenę. - Nie mam wiele czasu. Już za niedługo trafię do innego świata. Rozpocznę nowe życie. - Wyznał. Ponownie poczułem tą nagłą potrzebę dotknięcia go i widziałem, że on chce tego samego.  - Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo Cię kochałem i chciałbym, żebyś był szczęśliwy. Mam nadzieję, że znajdziesz sobie kogoś, a nasze plany... Spełnisz je z kimś innym. Przepraszam, że tak szybko musiałem cię opuścić. - Dodał. Zauważyłem, że jego postać coraz bardziej niknie, zatacza się w mroku.
-Kocham Cię, Junichi. - Wyznałem drżącym głosem. - Będę cię pamiętał. - Szepnąłem widząc już jedynie marny kontur jego sylwetki. Wiedziałem, że chciałby odpowiedzieć tak samo, ale w swoim następnym życiu nie będzie nawet wiedział o moim istnieniu.
-Już zawsze. - Dodałem, gdy jego postać całkowicie rozeszła się w mroku.  Znów zacząłem zalewać się łzami. Cieszyłem się, że przyszedł do mnie. Choćby na te kilka sekund.
Upadłem na kolana, ponownie tego dnia zasłaniając swoją twarz.
Byłem szczęśliwy, że mogliśmy się poznać i spędzić ze sobą tyle czasu. Dziękowałem temu, co kieruje tym światem, za to że pozwolił nam się kochać, być dla siebie nawzajem wsparciem.

"Aniele śmierci proszę powiedz mi,
czemu w stosunku do nas jesteś obojętny,
najlepsze są dla ciebie młode ofiary,
nigdy nic Ci nie zrobiły a traktujesz je jak psy"

*     *      *
-Hyo... Hyo.. - Czyjeś krzyki docierały do mnie jak przez mgłę. Podniosłem ciężkie powieki. Moja głowa znajdywała się na czyiś kolanach, a gdy obróciłem się na plecy i wytarłem mokrą twarz zobaczyłem przestraszoną minę Jun'a.
Mojego Jun'a.
Wspomnienia ze snu od razu powróciły.  Podniosłem się, mocno obejmując chłopaka za szyje. Z całych sił wtuliłem się w niego, z ulgą odnotowując, że jego dłonie znalazły się na moich plecach.
- Nie zostawiaj mnie. - Poprosiłem cicho, tak by tylko Jun to usłyszał. Oprócz nas nie spały jeszcze dwie dziewczyny, po których od razu było widać skutki wczorajszego alkoholu.
-Nie zostawię. - Powiedział bardzo niepewnie, po czym pocałował mnie w czubek głowy. Nie zamierzałem go szybko puścić, dlatego przeniosłem się na jego kolana by być w lepszej i co najważniejsze wygodniejszej pozycji. - Ale więcej nie piszesz.. - Dodał jakby do siebie. Zaśmiałem się cicho, czując jak ostatnie łzy popłynęły po moich policzkach.
-Kocham Cię. - Mruknąłem do jego ucha. Tym razem to on się zaśmiał.
Czułem, że teraz wszystko będzie w porządku.
Naprawdę kochałem Jun'a i zamierzałem spędzić z nim całe życie.

Komentarze

  1. Wzruszające. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Po prostu śliczne! :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawie płacze. :') Uroczo... Myślałam, że na prawdę umarł ^O^ Dobrze, że zakończyło się jednak szczęśliwie. *.*
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawie się rozpłakałam *>* Naprawdę wzruszające. Już myślałam, że on serio nie żyje. Że nigdy nie wróci, a tu proszę taka niespodzianka :D One shot naprawdę znakomity :3 Kocham twoje teksty ! I czekam z niecierpliwością na następne rozdziały Dreamer.

    Weny !

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku..Piękne to opowiadanie. Wzruszyłam się niemal do łez ^^
    Doskonałe w prost...

    OdpowiedzUsuń
  5. prawie się popłakałam...a tu taka niespodzianka. Nie spodziewalam sie totalnie ze to sen ;w;

    OdpowiedzUsuń
  6. T^T Taaaakie świetne. Kto by się spodziewał, że to tylko sen ? >.<

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oł, Oł... Czyżby blogger płatał mi figle? o.o

      Usuń
    2. Nieee. Mój komentarz. ;.;
      Ogólnie płakałam. I to bardzo!
      Naprawdę masz talent!
      Nigdy nie spodziewałabym się,że jednak to nie będzie prawda!

      Usuń
  8. Jejku ... Śliczne , aż się popłakałam :')

    OdpowiedzUsuń
  9. po płakałam się ;^; to było piękne . . . .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz