Dreamer - Rozdział 7

Czasami czułem , że życie przecieka mi między palcami. Jest krótkie i bardzo kruche więc każdy stara się je jak najlepiej przetrwać. To walka, wygrasz lub przegrasz. Nie ma możliwości remisu.Nie wszyscy zostają zwycięzcami. -Rozmyślałem stojąc nad grobem rodziców. Może to dla niektórych objaw choroby psychicznej, jednak lubiłem tu przychodzić. Było tu cicho i pusto. Każdy z osób żywych był zajęty swoimi sprawami, czego brakowało mi odkąd poznałem Doi'ego. Miałem wrażenie, że wkroczył w moje życie tak gwałtownie, że aż nienaturalnie.
Zacisnąłem pięści patrząc na Yui, która dziwną zmioteczką odgarniała śnieg z nagrobka. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy spojrzała na mnie z kamienną twarzą. Dziwne uczucie towarzyszące odwiedzinom na cmentarzu nie ustąpiło.
Będąc dzieckiem myślałem, że będę  odwiedzał moich rodziców, gdy już się wyprowadzę i ustatkuje. Że pewnego dnia przedstawię im moją wybrankę. Cóż... Ojciec nie odszedł bo chciał, odszedł bo musiał. Może potrzebowali Go po drugiej stronie, bardziej niż Ja. Tak naprawdę dobrze go nie poznałem, przez jego ciągłe nieobecności. A matka? Cóż, matka jak matka. Nigdy też nie dowiedziałem się, czemu zdecydowali się zaadoptować dziecko. Nie dowiedziałem się tego czego potrzebowałem się dowiedzieć. Przez co wciąż pozostało wiele nie wyjaśnionych tajemnic.
-Chodźmy już, bo trzęsiesz się jak galareta. - Zadecydowała Siostra wyrywając mnie ze smutnych rozmyśleń. Ponownie posłałem jej wygięcie warg, które tym razem było nieco bardziej przepraszające, po czym ruszyłem w stronę jej nowego domu, który w ciągu ostatnich dni zdążyłem poznać.
Z Doim nie widziałem się od tygodnia. Miałem złe przeczucia, spowodowane faktem, że smsy także ustały. Bardzo ciężko było mi się przyznać do tego samemu przed sobą ,ale tęskniłem za energicznym charakterem blondyna. Trudno było mi też uwierzyć w fakt iż polubiłem Go. Był moim pierwszym przyjacielem odkąd zakończyłem naukę.
Odprowadziłem Yui kawałek, po czym postanowiłem, że powłóczę się między alejkami. Było dość wcześnie, przed 2 po połódniu więc miałem sporo wolnego czasu. Kilka godzin wcześniej napisałem do Doi'ego, jednak ten mi nie odpisał. Był zajęty lub najzwyczajniej w świecie nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu, ale dlaczego? Uraziłem Go czymś? Chciałem z kimś porozmawiać o mojej dziwnej, niewyjaśnionej sytuacji z blondynem, jednak nie chciałem, by ktokolwiek wiedział o tym, że w ogóle go znam.
Plątałem się po mieście blisko pół godziny, aż rozwiązanie mojego małego problemu przyszło samo. Przecież jest jedna osoba, która wie o tym, że znam Imade. Uśmiechnąłem się do siebie, po czym cofnąłem się kawałek i wszedłem w wąskie przejście między blokami. Był to taki mało znany skrót używany przez dzieciaki z podwórka.
Po jakimś kwadransie znalazłem się przed blokiem, w którym mieszkała matka Kochiyo. Spojrzałem na domofon na którym znajdywały się małe guziczki i właśnie w  tej chwili mój genialny plan się skończył. Nie wiedziałem pod jakim numerem mieszka starsza kobieta. Westchnąłem załamany i obróciłem się plecami do ściany. Oparłem się on nią, mając nadzieje, że nie zostawi żadnych plam na mojej ciemnej kurtce. W tej samej chwili drzwi gwałtownie się otworzyły i wypadła z nich młoda dziewczyna, najpewniej studentka biegnąca przed siebie. Nawet na mnie nie spojrzała. Przytrzymałem stopą drzwi czekając aż zniknie z mojego obszaru widzenia. Wszedłem do zadbanego budynku i zacząłem wchodzić piętrami patrząc na nazwiska widniejące na drzwiach mieszkań. Już po wejściu na drugie piętro zauważyłem napis "R.Endo" zapukałem w drewno i od razu usłyszałem energiczne kroki w środku. Drzwi się otworzyły, a mój wzrok padł na pustą przestrzeń w środku. Spojrzałem niżej i napotkałem wzrok małej Masae.
- Cześć. - Przywitałem się, uśmiechając się lekko by nie wystraszyć dziecka. Dziewczynka chwile się we mnie wpatrywała, a gdy zacząłem czuć się nieswojo z głębi domu wyszła zainteresowana Kochi.
-Haruhiko, Co tu robisz? - Zapytała uśmiechając się szeroko.  Przegryzłem wargę zastanawiając się chwile nad odpowiedzią.
- Chciałem.. z tobą porozmawiać. - Wyznałem całkowicie szczerze. Czarnowłosa chwile się we mnie wpatrywała, w całkowicie ten sam sposób co jej córeczka, która pobiegła do innego pomieszczenia.
- Mamo, Zajmij się małą! - Krzyknęła tak niespodziewanie, że cofnąłem się o krok do tyłu. 25-latka ubrała ciepłe buty i płaszcz, po czym wyszła z mieszkania i zbiegła schodami przed blok.  Przystanęła czekając na mnie. - O czym konkretnie chcesz pogadać?  - Wzruszyłem ramionami, zastanawiając się co mogę powiedzieć.
- ...O Doi'm. -Wyznałem zerkając na nią niepewnie. Dziewczyna uśmiechnęłam się, najwyraźniej zadowolona i ruszyła przed siebie, pewna, że podąże za nią. Od razu to zrobiłem.
Nasza rozmowa zaczęła się od tego, że musiałem wyjaśnić Kochi jak poznałem Doi'ego. Jaka jest między nami relacja, ile już się znamy i takie szczegóły. Najbardziej jednak zdziwił mnie fakt jak wiele wiedziała o nim Kochi. Wiedziała o jego rodzinie, o jego pierwszym koncercie, o jego zakończeniu kariery, o jego manageże. O wszystkim. Niemal jak psychofanka, pod którą w pewnej chwili ją podpasowałem. Rozumiałem, że 25- latka od zawsze interesuje się muzyką, ale to było lekkie przegięcie.
- Wygląda na to, że cię lubi. - Podsumowała moje zeznania, po czym zmarszczyła brwi. - To jest to o czym chciałeś porozmawiać? - Zapytała, a po jej wyrazie twarzy mogłem poznać, że mnie nie rozumie.
- Nie.. Bo On się od dawna do mnie nie odzywał. - Wyznałem, patrząc na okolice. Szliśmy po prostu przed siebie. Tak samo jak jakiś czas temu z Doi'm. Mijaliśmy budynki, sklepy i parki, jednak nigdzie się nie zatrzymywaliśmy.
- Może jest zajęty? Nie ma czasu się spotykać?
-Ale przecież zawsze pisał smsy, a teraz już tego nie robi.
-To może jest za granicą i nie ma zasięgu? - Rzuciła. Nie myślałem o tym wcześniej, ale to bardzo prawdopodobne. Przecież ma zakończać karierę, więc pewnie będzie jeździł poza Japonię.
-To czemu mi nie powiedział? - Zapytałem robiąc niezadowolony dziubek z ust.
- Nie wiem. - Mruknęła, na co skinąłem głową. -Ale pewnie niedługo się odezwie, nie martw się. - Uśmiechnęła się, a widząc, że nie zmieniłem wyrazu twarzy zaczęła czochrać mi włosy, co spowodowało, że ich większa część kompletnie zasłoniła mi twarz.
-Nie martwię się. - Skłamałem, wyginając wargi w radosny łuk. Tego dnia spędziliśmy ze sobą dużo czasu. Pochodziliśmy po mieście, poszliśmy na kawę , trochę powspominaliśmy różne sytuacje z czasów, gdy spotykaliśmy się w starym salonie. Dowiedziałem się, że po śmierci matki ten przestał istnieć.
W końcu blisko 7 po połódniu się rozeszliśmy. Ona wróciła do domu, a ja jeszcze chwilę pochodziłem po mieście. Po powrocie do domu położyłem się na kanapie i spojrzałem za okno, gdzie ponownie padał śnieg.
Następnego dnia wstałem wcześnie, ponieważ musiałem iść do lekarza. Z nienawiścią spojrzałem na gips, byłem gotów modlić się, jeśli dzięki temu mieliby mi go zdjąć. Przeszkadzał mi, denerwował.
Na szczęście moje nadzieje ziściły się, a nieco otyły lekarz zdjął mi gips. Miałem nadzieje, że już nigdy nie będę go potrzebował.
Byłem zadowolony, jednak w drodze powrotnej coś całkowicie zepsuło mi humor.
Gdy przechodziłem blisko dość drogiej, jednak bardzo lubianej przez ludzi kawiarni, coś podkusiło mnie by zerknąć do środka, skąd dochodził cudny zapach świeżo pieczonych ciastek. Przy jednym ze stolików siedział rudowłosy chłopak. Właściwie to mężczyzna. Mógł mieć ze 29-lat. Na pewno był starszy od blondyna siedzącego na przeciw niego. Na tego drugiego spojrzałem całkowicie zszokowany. Nie spodziewałem się, że Doi tak szybko znajdzie sobie nowy obiekt zainteresowania. W pewniej chwili rudowłosy powiedział coś do mojego znajomego, a ten najpewniej zaintrygowany odwrócił się w moją stronę. Szybko zmyłem z twarzy zdziwienie, a zastąpiłem je maską obojętności.
Doi zdawał się równie zdziwiony moim widokiem. Podniosłem rękę i pomachałem mu powoli. Blondyn tego nie zrobił.
Niebieskooki odwrócił się do rudego i coś mu zaczął mówić więc ruszyłem w swoją drogę.
Ty też chcesz mnie opuścić?

_____________________________
Rozdział nie jest betowany.

Komentarze

  1. Dlaczego takie krótkie? Bardzo smutneT-T
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie dlaczego takie krótkie? Biedny Haru, żal mi go T^T

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście, końcówka niefajna... Ciekawe o ci chodzi Doi..
    Tak w ogóle to fajnie piszesz! ;-)
    Pozdrawiam i życzę weny.
    SilencedUnknown :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    ciekawe czemu Doi tak nagle przestał się odzywać, a później to, ze spotkał go w kawiarence z kimś, i tak jakoś potraktował, jakby nic nie znaczy.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz