Dreamer - Rozdział 9


            Następny tydzień spędziłem właściwie mechanicznie, nie działo się nic ciekawego, nic co mogłoby poruszyć moją historię. Tylko sny. Tylko one były czymś oryginalnym. Codziennie, oddając się w ramiona Morfeusza widziałem tą samą scenerie. Ciemny korytarz i siebie, czułem nieustanne podduszanie, które mogłem porównać do braku powietrza pod wodą.
 Któregoś z minionych dni zdałem sobie sprawę, że zaczynam bać się zasypiać wiedząc, że znów ujrzę i poczuję to samo.
W końcu nadszedł dzień, któremu brakowało tylko 48 godzin do Święta Gabbatte. ( Japońskie Święta Bożego Narodzenia dop.Aut.) Oczywiście Japończycy już od połowy listopada szykowali się do niego, przecież wszyscy niesamowicie je lubili, w końcu to jedyne dni, kiedy można pozwolić sobie na nieco mniej pracy, na więcej czasu dla rodziny. W Japonii, tak naprawdę jest niesamowicie mało chrześcijan, bardzo znikomy procent ludzi faktycznie uważa ten dzień jako święto religijne. Święta są traktowane jak.. Takie drugie walentynki. Pełno wyznań miłosnych, czas spędzony z rodziną, ale też z ukochaną osobą.
       Przeciągnąłem się stojąc na przystanku autobusowym, wracałem właśnie od lekarza, który prosił bym po ściągnięciu gipsu przyszedł na kontrole. Po co? Nie wiem.
Kiedy nadjechał mój autobus, pożegnałem wzrokiem stojącą niedaleko mnie figurkę Renifera i wsiadłem. O dziwno nie było wielu ludzi, większość z nich porusza się raczej pociągami, więc autobusy pomału wychodziły z użytku. Przegryzłem wargę i usiadłem na końcowych miejscach w pojeździe. Nie rzucałem się dzięki temu w oczy.
Spojrzałem za okno w tłumie szukając blond włosych osób. Właściwie tylko dlatego, że Doi pojawiał się najczęściej niewiadomo skąd. Gdy zdałem sobie sprawę o kim myślę mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem i odwróciłem wzrok od szyby na jakiegoś ciemnowłosego mężczyznę. Niestety ten nie był tak interesujący, ani przystojny jak Doi. Znów w mojej głowie pojawiła się jego uśmiechnięta twarz, jednak pozwoliłem temu obrazowi pozostać. Przymknąłem oczy, opierając się o oparcie krzesła. Właściwie, z niebieskookim nie widywaliśmy się często, jednak doskonale potrafiłem odtworzyć w pamięci jego twarz.
Trwałem wraz z tym obrazem, póki autobus nie zatrzymał się na mojej stacji. Ta znajdywała się tylko kilkaset metrów od mojego mieszkania. Tak jak miałem w zwyczaju spojrzałem krytycznie na budynek i wszedłem do środka. Chyba powinienem się w końcu stąd wyprowadzić.. Wiele razy o tym myślałem, jednak to nie takie łatwe, jak mogłoby się zdawać. Nie skończyłem 20 lat, przez co trudniej byłoby mi znaleźć jakąkolwiek prace, mieszkanie jest drogie, nawet, gdy chce się je tylko wynająć.. Mógłbym porozmawiać o tym z Yui, ale nie chciałem jej tym męczyć.
Gdy dotarłem do swojego piętra, aż przystanąłem w całkowitym szoku.
Drzwi mojego mieszkania były lekko uchylone, zaś w środku można było usłyszeć tupot czyiś butów. Pierwsze co przyszło mi do głowy to Siostra, jednak ona zawsze ostrzegała mnie przed swoim przyjściem. Drugie to włamywacz, który musiałby być głupim, by okradać tak biedną i starą kamienice.
W końcu przegryzłem lekko wargę, wyładowując na niej swoje zdenerwowanie i pchnąłem bardziej drzwi domu. Kroki w środku ustały. Wszedłem do mieszkanka, patrząc ze zdziwieniem, na mojego "włamywacza".
Była nim średniego wzrostu kobieta o ciemnych oczach i włosach koloru jasnego brązu. Na twarzy miała tone tak zwanej: tapety, przez co wydawało się, że nosi maskę.
Wypuściłem głośno dotychczas wstrzymywane powietrze, garbiąc się przy tym.
-Przestraszyłaś mnie, Ciociu. - Mruknąłem, patrząc na jednego z dwóch ostatnich żyjących, znajomych mi członków rodziny. To właśnie ta 30- letnia kobieta pozwalała mi tu mieszkać, gdy ona wraz z przyjaciółkami postanowiła zwiedzić cały świat, za jak najmniejszą kwotę pieniędzy. Nie spodziewałem jej się tu, ponieważ odkąd wyjechała do Niemiec nie widziałem jej więcej. Było to dwa tygodnie po śmierci rodziców.
-O, cześć, Kochany. - Przywitała się i podeszła do mnie, odciskając swoją ciemno czerwoną szminkę na moim policzku. - Muszę tu zostać dziś na noc, bo Michi urodziła trzy dni temu i przyjechałyśmy zobaczyć małą. - Uśmiechnęła się rozczulona, najpewniej przypominając sobie spotkanie z ową niewinną istotką.
- W porządku, przecież to twój dom. - Mruknąłem, dość nieudolnie odwzajemniając jej gest. - Zrobię Ci herbaty, zaniesiesz walizki do salonu, żeby nie stały w przejściu? - Zapytałem, szybko ściągając buty i kurtkę. Przyklepałem włosy i ruszyłem do otwartej na przedpokój, kuchni.
-Dobrze, dziękuje Haru. - Odpowiedziała uprzejmie i posłusznie przeniosła dwie spore walizki. Nie rozumiałem jak mogła taszczyć je po świecie. - Była tu wcześniej Yui. Zostawiła Ci pieniądze i kazała powiedzieć, że wyjeżdża wieczorem i wróci za tydzień. - Wyznała, wchodząc do kuchni. Odstawiła swoją torebkę na niewielki stolik i usiadła na jednym z krzeseł.
-O, to dobrze.
- Będziesz sam na święta? - Zapytała zainteresowana, opierając złączone dłonie o blat. Wpatrywała się we mnie, kiedy kładłem przed nią kubek. Oparłem się o lodówkę i wziąłem w dłonie drugie ogrzane naczynie.
-Nie, raczej nie. - Uśmiechnąłem się tym razem szerzej, starając się by moja twarz nie dała jej do zrozumienia, że to najzwyklejsze kłamstwo.
*      *     *
Wszedłem do nieco zaparowanej łazienki, w której 10 minut temu urzędowała ciocia. Spojrzałem w lustro, ocierając z niego parę. Moja twarz znów ukazywała tylko obojętność. W ostatnich czasach tak dużo się działo, że powoli zapominałem jak powinienem wyglądać na co dzień. Spojrzałem w swoje ciemne oczy, które najpewniej odziedziczyłem po którymś z członków rodziny.. Szkoda, że nie mogłem ich poznać. Chwile patrzyłem na chłopaka w lustrze, który także nie chciał opuścić spojrzenia. W końcu zrobiliśmy to obaj naraz. Dziwne?
Westchnąłem i odkręciłem Wodę, która powoli zaczęła napełniać wannę. Po wejściu do niej postanowiłem coś sprawdzić. Dość niepewnie nabrałem powierza i zanurzyłem się całkowicie pod taflą wody. Nie odważyłem się otworzyć oczu. Chwile po prostu trwałem pod nią, aż w końcu nadeszło to na co czekałem. Dokładnie to samo uczucie, które prześladuje mnie po nocach.
Szybko wynurzyłem się oddychając głęboko, nie potrafiłem zrozumieć tych dziwnych snów.
*    *     *
Tak jak ciocia powiedziała, tak zrobiła. Już następnego popołudnia ponownie opuściła moje miasto. Wcześniejszego wieczoru sporo rozmawialiśmy, odkąd pamiętam to było ulubione zajęcie mojej cioci. Ten dzień spędziłem w domu, sprzątając przed Gabbatte, wyrzucając niepotrzebne rzeczy i w końcu oglądając telewizje.
Westchnąłem patrząc na powtórkę koncertu Doi'ego sprzed dwóch tygodni.
Czyli faktycznie nie było Go wtedy w Japonii.
*   *   *
W końcu nadeszło wielkie Święto, nieziemsko wyczekiwane przez normalne rodziny. Boże narodzenie. Od rana u sąsiadów słyszałem dziwne kolędy, zaś u innych czułem zapach pieczonych ciast, na których samą myśl stawałem się głodny.
Spałem dość długo, bo do 11. Chwilę po otworzeniu oczu zauważyłem migający ekranik telefonu. Westchnąłem i odczytałem wiadomość od Yui. Życzyła mi wesołych świąt i obiecała, że następne spędzimy razem. Oczywiście odpisałem jej tym samym i spytałem o przebieg spotkania z rodzicami jej narzeczonego. Zaakceptowali ją, co przyjąłem z dziwną ulgą. Po jakimś czasie otrzymałem też wiadomość od cioci. A popołudniu, podczas zmywania naczyń ponownie usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Zmarszczyłem brwi patrząc na ekranik.
1 Nowa wiadomość
Doi
14:23
Poczułem jak bicie mojego serca gwałtownie przyśpiesza. Mokrymi od wody i płynu dłońmi sięgnąłem po telefon patrząc na niego z głupim uśmiechem, który za nic nie chciał zniknąć z mojej twarzy. Kilka dni temu, byłem całkowicie obojętny na próby kontaktu blondyna, jednak teraz poczułem ulgę.

"Wesołych Świąt, Haru-Chan :)"

Te właśnie słowa pojawiły się na wyświetlaczu, po kliknięciu sławnego przycisku " Otwórz".
Odciągnąłem z oczu grzywkę i odpisałem podobnie, z tym drobnym detalem, że zmieniłem imię na jego i oczywiście usunąłem buźkę, która mi tam nie pasowała. Nie otrzymałem odpowiedzi, ponieważ Doi postanowił zadzwonić.
-Cześć, Haru. - Od razu po odebraniu usłyszałem entuzjastyczne powitanie. Usiadłem na kanapie, wciąż czując na twarzy nieznośne wygięcie warg.
-No, cześć. - Odpowiedziałem po chwili, nieco mniej radośnie, mimo iż wewnętrznie miałem ochotę skakać ze szczęścia. Zadzwonił, Pamiętał. Skarciłem się w myślach za wcześniejsze ignorowanie jego połączeń.
-Jak mijają święta? Właściwie ich początek.. Ale jednak coś.
- W porządku. - Skłamałem całkowicie gładko, jednak po drugiej stornie usłyszałem milczenie. - Doi?
-Na pewno w porządku? Czemu oglądasz telewizje? Może pójdź gdzieś z siostrą.. Przecież w gabbatte nie powinno się oglądać za dużo telewizji. - Mruknął niezadowolony.
-Siostra wyjechała. - Wyznałem, zanim zdążyłem pomyśleć. Nie chciałem by ludziom było mnie żal, jednak rozmawiając z Doim.. Nie potrafiłem czegokolwiek ukrywać.
-Gdzie?
-Ym.. Z narzeczonym. Do Yokohamy.
-...Jesteś sam? - Usłyszałem w telefonie jak chłopak wstaje i zamyka za sobą drzwi, jednak nie wiedziałem gdzie idzie.
-Tak jakby. - Westchnąłem. Na początku rozmowy nawet do głowy mi nie przyszło, że tak się ona potoczy. Ponownie pojawiła się cisza, dzięki której słyszałem dźwięk bosych stup uderzających o schody.
-Może się spotkamy?
-Kiedy? - Zapytałem zaintrygowany. Dawno się nie widzieliśmy, dodatkowo on wciąż nie spytał, czemu nie chciałem z nim rozmawiać. Wiedziałem, że to nieuniknione.
-Jutro, o 16 przy parku Azuma.  - Nie słyszałem już, jego chodu, a po raz kolejny dźwięk zamykanych drzwi. W głowie mignęło mi pytanie, jak dużo on tam ich ma. Podniosłem się z kanapy.
-Dobrze. A jak u ciebie?
-Zagrałem już ostatni koncert, jestem wolny Haru-chan. - Wyznał najpewniej bardzo zadowolony. Wziąłem z kuchni sok i wróciłem na swoje  miejsce.
-Głupi jesteś. - Zaśmiałem się, jedną ręką starając się odkręcić napój.
-Czeeemu?- Zamruczał imitując kota, co niezbyt dobrze mu wyszło.
- Po co rezygnować z czegoś idealnego...
-Mówiłem, zacznę wszystko, tak, jako powinienem. Poukładam swoje myśli, poczekam aż ludzie stracą zainteresowanie moją osobą.. Będzie lepiej. - Wyjaśnił. Pokręciłem głową, wiedząc, że i tak nie może tego zauważyć.
Podczas tej rozmowy, pomyślałem, że moje wcześniejsze myśli potwierdziły się. Tęskniłem za nim. Doi w ciągu tego czasu stał mi się bliski. Stał się kolejną osobą, którą bałem się stracić. A strach zawsze będzie najgorszą słabością, powinienem go wyeliminować co równało się z tym, że powinienem zakończyć tę znajomość.
Nie potrafiłbym...

Komentarze

  1. Nie lubię cię, dlaczego znów każesz mi płakać nad tym powiem? Tu jest tyle emocji. T-T
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie dodałaś! :D Haru poczuł w końcu coś do Doi'ego :3 Mam nadzieje,że z wzajemnością ^.^
    Czekam na c.d. ^w^
    Habin.Jung

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham tą opowieść. Nie mogę już się doczekać następnych rozdziałów. Trzymaj tak dalej :D Weny <3 !

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczby w opowiadaniach piszemy słownie @.@ Do tego pożerasz przecinki, jakby Ci coś zrobiły xD Jednak nie robi to wielkich trudności w czytaniu ;) Cóż, następnym razem daj coś dłuższego... I to jak najszybciej :3 Pozdrawiam, Lisi Krytyk.

    OdpowiedzUsuń
  5. SUUUPER !!!!!!czekam na ciąg dalszy :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Btw...Kiedy można spodziewać się drugiej serii ,,Arive or dead''? ^.^

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Doi się odezwał, wciąż pamiętał i stał się bardzo ważny....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz