Stay - Rozdział 2

Nie lubiłem wracać do własnego mieszkania. Uważałem je za małe i ciasne. Farby znaczące ściany już dawno wyblakły, zaś meble zostały poobcierane. Denerwowało mnie to, coś w moim umyśle stale podpowiadało mi, że to nigdy nie będzie moje miejsce. Śmieszne. Mieszkam tu od ponad czterech lat, a pomieszczenia wciąż nie potrafiły przywitać mnie nieco bardzie optymistycznie.
-Toi! Przyniosłem ci ciastka! - Krzyknąłem u progu drzwi wejściowych. Właściwie nie musiałem tak bardzo podnosić głosu ponieważ psiak liczący sobie nieco ponad dwa lata już czaił się za kątem i wyczekiwał mojego powrotu.
Zawsze, gdy wracałem po całonocnej nieobecności czułem okropne wyrzuty sumienia. Kiedy ja świetnie się bawiłem Toi nieustannie czekała na mój powrót.
Pamiętam, że kiedyś naszła mnie myśl jakby to było, gdybym wciąż był z Doi'm. Czy zamieszkalibyśmy ze sobą i wyczekiwali siebie równie niecierpliwie co Toi?
Nie wiem, ale też nie chcę zaprzątać sobie tym głowy.
To nigdy się nie będzie mogło zdarzyć.
Rzuciłem Toi ciastka, kupione przeze mnie w pobliskim sklepie zoologicznym, chwile się z nią podrażniłem po czym ruszyłem by zwiedzić mieszkanie. Robiłem to odkąd psiak zamieszkał tu na stałe, ponieważ nigdy nie wiedziałem, czy gdzieś nie spotka mnie niespodzianka w postaci przewróconych doniczek czy porozdzieranych poduszek. Kiedy była młodsza niemal codziennie mój dom ponosił jakieś straty. Teraz chyba nieco dojrzała - O ile tak można nazwać dodanie półtora roku do życia zwierzęcia.
-Dziś przyjdzie Masao. - Powiedziałem do stworzenia, które podbiegło do mnie radośnie machając ogonem. Wątpiłem w to by rozumiał choć jedno wypowiedziane przeze mnie słowo, ale dobrze czułem się ze świadomością, że zawsze mogę się przed nią wygadać. -Na trzy godziny. - Dodałem patrząc w czarne oczy drobnej istotki. Uśmiechnąłem się lekko i przez chwile miałem wrażenie, że pies odpowiada tym samym.
*    *    *
W całym domu unosił się niemal mdlący, ciężki zapach czekolady. Nie przeszkadzał mi, jednak niespecjalnie mnie zachwycał. Stojąc przy kuchence zręcznie mieszałem ciemną paćkę znajdującą się w rondle. Była gęsta ale gładka i ku mojemu zadowoleniu coraz bardziej przypominała typowy budyń.
-Nie martw się Wujku, będzie dobre. - Usłyszałem radosny głosik siedzącej na blacie dziewczynki. Spojrzałem na Masao nieco zdziwiony, odrywając się od pilnego zajęcia.
-Wiem, dlatego się nie martwię. - Odparłem wyłączając palnik.
- To czemu tak się w niego wpatrujesz?
-Zastanawiam się, czy nie mamy już owoców. - Wyznałem. Schyliłem się i wyjąłem z szafki dwie szklane czareczki do których starannie przelałem swoje dzieło.
- Mamy jeszcze te fioletowe. - Podchwyciła siedmiolatka, zeskakując z blatu. Wyszła z kuchni a po chwili wróciła niosąc w lekko opalonych dłoniach naczynie pełne drobnych kuleczek.
-Borówki. - Poprawiłem ją, kiedy postawiła przy mnie owoce. Wyjąłem łyżeczkę i z jej pomocą nasypałem do swojej porcji sporą ilość tych koralików. Spojrzałem pytająco na dziewczynkę, a gdy kiwnęła głową również na jej budyniu wylądowały owoce. - Uważaj, bo może być gorące. - Ostrzegłem podając jej naczynie, w którym ilość budyniu znacząco przekraczała moją. Jednak u mnie było nieco więcej dodatków.
Oboje ruszyliśmy do salonu, by po chwili wylądować na kanapie z psem u swych stóp i czarkami w dłoniach.
Nie pamiętam zbytnio kiedy dokładnie Masao zaczęła spędzać u mnie więcej czasu. Chyba niedługo po wyjeździe Doi'ego, kiedy to Pani Endo pożegnała nasz świat zostawiając swoją córkę- Kochiko, bez pomocy.
Wszyscy byliśmy przygotowani na śmierć Matki mojej przyjaciółki. Była już dość stara, a jej zdrowie nie było godne pozazdroszczenia.  Wiedziała, że wkrótce umrze. " Jak przyjdzie czas na mnie to odejdę." Zwykła mawiać, gdy wraz Kochiko przesiadywaliśmy u niej i opowiadaliśmy o spędzonych dniach. Często wspominaliśmy o uciążliwej samotności, ponieważ ani Ja ani ona nie byliśmy w związkach.

Któregoś ranka, właściwie to kilka dni przed śmiercią Pani Endo przyszedłem do kobiet zabrać Masao do kina, na obiecany jej wcześniej film. Matka Kochiko zatrzymała mnie u siebie, ponieważ córka wraz z wnuczką wyszły do pobliskiego sklepu po ciasto.
Zaprosiła mnie do kuchni, gdzie od przeszło półgodziny tworzyła jakieś danie. Niestety nie pamiętam już jakie.
Usiadłem na stołku przy dwuosobowym stole, stojącym pod oknem i delektowałem się świeżym sokiem pomarańczowym, który po prostu uwielbiałem.
-Haruhiko? - Zapytała starsza kobieta, najprawdopodobniej by sprawdzić czy jestem gotów wysłuchać jej pytania. Byłem i potwierdziłem to przerzuceniem wzroku na twarz starszej. - Kim właściwie był dla ciebie ten chłopak? Ten, który wyjechał ostatnio? 
-Doi? Ten blondyn?
-Tak, Tak! On. - Potwierdziła, najpewniej zadowolona, że wiem o kogo jej chodzi. Ja nie byłem aż tak bardzo zachwycony. Właściwie, nie było co ukrywać. Znaczna część Azji wiedziała, co tak naprawdę łączy mnie z tym wokalistą. Nikt nawet nie śmiał tego kwestionować.
-To mój były chłopak. Zerwaliśmy jak wyjechał, ponieważ żaden z nas nie wierzy by związek na odległość miał przyszłość. - Wyznałem, patrząc wytrwale w jej oczy.
-Oh, to przykre. Nie chcieliście nawet spróbować?- Zapytała jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy mówili o pogodzie, a nie mojej orientacji seksualnej, o której dotąd nie miała pojęcia.
-Um, nie. To zbyt trudne. - Oznajmiłem, próbując się otrząsnąć po małym szoku spowodowanym jej całkowitą tolerancją.
- To źle, ale jeśli macie być razem, to Bóg ponownie was połączy. Będę wam kibicowała z góry. - Oznajmiła uśmiechając się w swój całkowicie niewinny i pogodzony z losem sposób.

-Już mogę? - Z tej krótkiej retrospekcji wyrwał mnie głos młodszej, która prosząco patrzała na mnie to na gorący jeszcze budyń.
-Poparzysz sobie język jak ostatnio. - Ostrzegłem widząc jak monotonnie miesza łyżeczką w gęstym deserze.
- Ale już jest prawie zimny.
- Nie prawda. - Zaśmiałem się, zerkając na budyń. Faktycznie, para już przestawała się nad nim unosić. - A może i prawda. Jedz, ale uważaj. - Uśmiechnąłem się, samemu wsuwając niewielką ilość w usta. Kontem oka widziałem, że mała robi to samo.
Jak dla mnie budyń był za gęsty i za mało czekoladowy. Jego słodki smak opanowywał całe usta.
- Nawet dobry. - Mruknąłem, próbując wyłowić borówkę.
-Też taki jadłeś, jak byłeś w moim wieku? - Zapytała niewinnie.
- Ja wciąż jestem prawie w twoim wieku. - Stwierdziłem udając urażenie formułą jej zdania. - Mógłbym być twoim bratem! - Dodałem by udowodnić swój nikły wiek, jednak miałem świadomość, że w porównaniu z Masao... Jestem po prostu... Stary.
-Nie prawda. - Zaśmiała się, przez co miseczka niebezpiecznie zadrżała. Prychnąłem na jej uwagę, wsadzając sobie w usta większą ilość budyniu. Między nami  było niecałe trzynaście lat różnicy. Więc gdyby Kochiko była nieco starsza, to może i moglibyśmy być rodzeństwem. - I nie jadłem.
-Dlaczego?
-Nie wiem. - Burknąłem, ponownie zajmując się wyławianiem owoców.
- A chciałbyś być teraz w moim wieku? - Dopytywała, zapychając sobie policzki przez co przypominała małego, sprytnego chomika.
-Czy ja wiem... Nie tęsknię za dzieciństwem, ale z drugiej strony... Nigdy nie będę tak młody jak dziś, nie? - Zaśmiałem się, patrząc na wpatrującą się we mnie Toi.
- Tak. - Odparła zadziwiająco grzecznie.
*    *    *
Idąc ciemniejącą ulicą mijałem wielu nieznajomych sobie ludzi. Tak naprawdę mało mnie obchodziło kim są, czym się zajmują, gdzie się śpieszą. Byłem przeciwieństwem Kobo i Doi'ego ponieważ oni obaj mieli tendencje do wplatania się w historie innych ludzi. Lubili słuchać o ich problemach, powodzeniach, smutkach. Mnie to po prostu nie obchodziło. Żyłem z boku i starałem się nikomu nie przeszkadzać.
W dłoni po części zakrytej przydługim rękawem bluzy dzierżyłem przeźroczystą siatkę. Świetnie było widać kwiaty i kadzidła, oczywiście nie robiłem tego specjalnie. Po prostu sklep był zaopatrzony jedynie w ten rodzaj siatek.
Wchodząc na cmentarz widziałem wiele różnych nagrobków jednak kierowałem się jedynie w wybraną przez siebie stronę. Do nagrobka rodziców. Zapaliłem kadzidła, postawiłem kwiaty i  w tej chwili poczułem na skórze pierwsze krople deszczu. Całkowicie je ignorując usiadłem na ławce i wpatrywałem się w gasnące drewienka na specjalnej podstawce.

W tej chwili uderzyło we mnie coś w rodzaju ciężkiego do zniesienia Deja Vu.
Bo ja już tu kiedyś byłem, tak jak dziś potrzebując towarzystwa w deszczowy, duszny wieczór. Siedząc na ławce i myśląc o kimś, kto mógłby pojawić się w moim życiu.
I wtedy od tyłu podszedł Doi. Objął mnie swoimi ciepłymi ramionami, okazjonalnie muskając gładką skórą moją odkrytą szyję. Uniosłem głowę i spojrzałem w jego idealną twarz, która śledziła złote znaki wypisane na nagrobkach.
W tej chwili tak bardzo mi tego brakowało, że czułem łzy w oczach. Chciałem by blond włosy kochanek stanął przy mnie i powiedział, że jest. Jest i będzie.
Że już nigdy mnie nie zostawi.
Ale tak się nie stało. Wciągnąłem nogi na ławkę, podparłem brodę o kolana i szklanymi oczyma wpatrywałem się w przestrzeń.
Tęskniłem za Doi'm.

__________________________
Bu! Jest rozdział :3
Chwilowo nie mam dostępu na Facebook'a, więc nie wyczekujcie tam żadnego statutu. :3
Próbuję porównać swoje początki z tym tworem i nie wiem, czy jestem choć nieco lepsza :C
Dziękuję za ostatnie komentarze i proszę o następne :3
Pamiętajcie! W ten sposób dokarmiacie moją wenę. Właściwie to nazwałam ją Avenir .___.
Soł!
Komentarze dokarmiają moją Avenir :D

Komentarze

  1. Jupi ja jej! Nowy rozdział :) tylko, że strasznie smutny i zmuszający do refleksji. Liczę na więcej wątków z Masao :D Sama nie wiem czy chcę, żeby Doi wrócił, no a przynajmniej nie jako całkowicie ten sam, ale to twoje opowiadanie i to je tak bardzo lubię, więc czego byś nie zrobiła dalej będę czytała ^^ Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierwsza *Q*
    Rozdział cudowny, zresztą jak zawsze. Nie mogłam się go doczekać...jestem taka podekscytowana tą serią ♡
    Chciałam jeszcze dodać, że Masao jest rozczulająca :3
    No nic życzę weny, dużo weny :3 i miłego wieczorku *-*
    ~M.Katsura

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyszło cudnie czekam na następny rozdział!
    Nakanoi

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z pierwszym komentarzem, że rozdział można zaliczyć do tych smutniejszych... Co dla mnie jest na plus. Każdy woli co innego, a ja po prostu lubię czasami tak posiedzieć, kompletnie wczuć się w bohatera i tak jakby nim być, no a angsty nadają się dla mnie idealnie! XDD
    W każdym razie pozdrawiam i czekam na dalsze rozdziały ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny. Świetny i nostalgiczny. I smutny. Ta scena na cmentarzu, bardzo przykra. Ale jakoś podobało mi się. Czasem dobrze jest przeczytać coś smutnego.
    Weny życzę :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Po każdym rozdziale czuję niedosyt :( czekam na więcej i jestem ciekawa co wymyślisz w kolejnym rozdziale.
    Wogóle tak sobie myślę, czy będzie dobrze jeśli Haru i Doi wrócą do siebie... sama nie wiem xd ważne żeby Haru w końcu ułożył sobie życie, nie ważne z kim... może nawet z tym Kobe? Przecież też jest strasznie pozytywny i mógłby mieć na niego dobry wpływ :)
    Cóż, pozostaje mi tylko życzyć weny i czekać na kolejny rozdział ♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny. Wczułam się w Haru i poryczałam. Mina rodziców, którzy byli świadkami jak płaczę do komórki naprawdę bezcenna. Zwłaszcza taty z połamaną nogą.
    Mam nadzieję, że Haru i Doi znów będą razem, o ile ten pierwszy nie ułoży sobie życia z kimś innym. Trzymam kciuki Haru!
    No i... Coś mi się z serduszkiem działo, kiedy czytałam o czekającej na właściciela Toi. Coś jak kochająca rodzina zamknięta w jej drobnym ciałku. :<
    Masao rośnie. Urocza jak zwykle, ale rośnie, a co ciekawe, przez chwilkę miałam wrażenie, że dorosła.
    Tymczasem Twoja Avenir tyje od komemtarzy. Jednak jeśli wszystko z nią w porządku, to dobrze, ponieważ Twoja wena dodaje sił mojej.
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!
    PS
    Ludzie już tak mają. Nie zauważają jak się poprawiają i czasami po prostu trzeba im to uświadomić. Jesteś o wiele lepsza niż na początku, z każdym wpisem zauważałam drobne poprawy w pisaniu. Tylko, że dopiero teraz się ruszyłam i skomentowałam.
    Smacznego Avenir! :D
    Serdecznie pozdrawiam autorkę i jej wenę! =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  8. ;-; po dłuższym czasie powróciłam do Twojego bloga :D
    ....smutno mi ;-; serio.
    Czekam na więcej .-.
    Komentarz krótki, jednak o tej porze, nie jestem w stanie wykrzesać z siebie coś więcej :c
    Tak więc...weny życzę :D
    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj kochana <3 to mój pierwszy komentarz na twoim blogu, i boje sie, że niezbyt mi wyjdzie, wiec proszę o wyrozumiałość :)

    Na twój blog trafiłam przypadkowo. Dodałam go do "czytelni" i czekałam, aż najdzie mnie ochota na kolejna miłosną historie. Oczywiście nie musiałam czekać, gdyz ciekawość mnie po prostu rozbierała ^^ zaczęłam od shotów, które bardzo przypadły mi do gustu XD następnie wiec,zaczęłam czytać twoje dłuższe opowiadania. "Arive or Death".... co mam powiedzieć... Płakałam. Cudo *.*

    2 dni temu wzięłam sie za "Dreamer". Cholercia.... Cieżko mi to w ogóle opisać. Nie mogłam sie oderwać. Nawet na imieninach mamy siedziałam tylko z telefonem i czytałam. Płakałam i cieszyłam sie razem w bohaterami. Twój styl pisania tak bardzo mnie hipnotyzuje, ze nie zwracam uwagi na nic do dzieje sie dookoła mnie. Tak wiec.... Uwielbiam Cię i czekam na kolejne rozdziały :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy następny? :c

    OdpowiedzUsuń
  12. Ach, za niedługo rozpoczęcie nowego roku szkolnych wrażeń/upokorzeń. Mam nadzieję, że jedno z twoich cudnych opowiadań wkrótce zajmie cały mój umysł, żebym nie musiała myśleć o sprawach nieprzyjemnych. Potrafię cały tydzień rozmyślać co będzie dalej ;). Wciąż czekam i mam nadzieję, na nowy rozdział (wkrótce :>). Pozdrawiam i przesyłam resztki mojej pozytywnej energii ^^.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    tęskni i to bardzo, ciekawe czy Toi jeszcze będzie pamiętała Doiego, miałam nadzieję, że się pojawi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz