Dreamer - Rozdział 26

Po powrocie do domu pierwsze co zrobiłem to wyjąłem schowany dotąd, duży kalendarz ścienny. Był ładny, biało błękitny z różnymi zdjęciami na każdej ze stron. Trzymając go w swoich lekko trzęsących się dłoniach wyszedłem z salonu i po uczynieniu kilku kroków znalazłem się w ciemnej sypialni. Po włączeniu światła okazał mi się pedantycznie czysty pokój i uchylone okno. Trzymany przedmiot rzuciłem na zasłane łóżko i podszedłem do dość starego biurka. W jednej z szuflad znalazłem czerwony flamaster i cienkopis o czarnym tuszu. Usiadłem na łóżku i przysunąłem do siebie kalendarz. Odnalazłem miesiąc luty.
Dzisiejsza data to 10 luty. Szybko przekreśliłem ten dzień iksem po czym przerzuciłem kartkę i spojrzałem na marzec.
Krateczkę z cyferką 27 zamazałem krwiście czerwonym pisakiem. Tego dnia Imada Doi miał pożegnać Japonię, by trzy dni później zacząć kręcenie swojego programu.
Tuż obok zamalowanej kratki napisałem " Doi odchodzi".
*    *    *
Cały ten czas, który nam pozostał był naprawdę zwariowany. Każdą wolną od pracy chwilę spędzaliśmy razem. Doi zabierał mnie w przeróżne miejsca i nie pozwalał myśleć o zbliżającym się rozstaniu. Nie wiedział jednak, że po powrocie do domu siadałem na łóżku i z niepokojem wpatrywałem się w zawieszony na ścianie kalendarz. Z każdą dobą kratek było coraz mniej.
Czas uciekał.
Zyskałem naprawdę wiele wspólnych wspomnień z Doi'm, których nie zamieniłbym na nic innego.
Zdarzało mi się czasem wracać do domu w stanie niemal stuprocentowego zmęczenia. Jego powodem nie były dni spędzone z moim chłopakiem, a świadomość tego, że jest ich coraz mniej. Kładłem się wtedy pod pościelą i kuliłem do pozycji embrionalnej po czym pozwalałem łzą na znaczenie mojej twarzy. Przecież nikt tego nie widział, a ja o dziwo czułem się lepiej.

Pytałem wtedy sam siebie o to dlaczego to wszystko spotyka właśnie mnie. Dlaczego nie mogę po prostu być szczęśliwy u boku ukochanego? Może właśnie dlatego, że był on osobnikiem płci męskiej? Może los nie akceptował związków osób tej samej płci?
Nie rozumiałem tego.

*    *   *
Do dziś pamiętam ostatni dzień, oznaczony jako wspólny czas.
Wstałem z samego rana, stanąłem przy łóżku i podniosłem z podłogi flamaster. Przybliżyłem się do ściany i przekreśliłem datę " 26 marzec". Następnie odsunąłem się od kalendarza i wpatrywałem w swoje dzieło.
Wszystkie wcześniejsze cyfry były przekreślone, zaś następna zamalowana tak bardzo, że nie było widać kształtu kryjącego się pod naniesioną czerwienią.
Upuściłem pisak na ziemie i ściągnąłem ze ściany kalendarz. Zbliżyłem do niego twarz, jakby nie mogąc uwierzyć w widniejący na nim chaos znamień, po czym najzwyczajniej w świecie moje oczy zaszły łzami.
Nie chciałem tego rozstania.
W furii, ale i pełnej świadomości wyrwałem kartkę z ogromnym zdjęciem samotnego drzewa i zacząłem drzeć ją na coraz to mniejsze kawałeczki. Tym razem mimo iż mgła zaszła mi oczy nie pozwoliłem by słone krople opuściły swoje dotychczasowe miejsce. Nie płakałem, nie dziś.
Gdy cała, sporych rozmiarów kartka została zniszczona, a ziemie przyozdobił swego rodzaju dywan z kolorowych skrawków papieru usiadłem na łóżku. Zasłoniłem twarz obiema dłońmi i odetchnąłem głęboko.
To nie koniec! Nie pozwolę na to, by jutro skończyło się wszystko to, nad czym tak długo pracowaliśmy.
Utrzymamy kontakt, będziemy dobrymi przyjaciółmi. Przecież świetnie się dogadywaliśmy.
Podobno rozstanie nie zawsze oznacza koniec, miałem nadzieję, że tym razem stanie się ono nowym początkiem.
Z Doi'm spotkałem się kilka godzin później. Mieliśmy niewiele czasu, ponieważ blondyn z samego rana miał samolot, a nie był jeszcze spakowany. Tuż obok jego nogi dreptała Toi.
Uśmiechnąłem się na ten widok. Jej wyjazd do Londynu nie był możliwy.
Jakiś tydzień wcześniej, nieco niepewnie wyrzuciłem z siebie zdanie, mówiące by została ona ze mną. Blondyn był zdziwiony, ale widziałem na jego twarzy ulgę. Na pewno martwił się tym, że matka odda ją od razu po jego wyjeździe. Ja również odczuwałem ten niepokój. Pokochałem tego niewinnego zwierzaka.

 Przywitaliśmy się jak zwykle -Długim uściskiem, który był naszą tradycją od ponad miesiąca. Miałem wrażenie, że im bliżej byliśmy rozstania, tym bardziej on stawał się czasochłonny. Stojąc na środku ulicy wcale nie przejmowaliśmy się spojrzeniami ludzi, które nie zawsze przekazywały pozytywne emocje. Po prostu cieszyliśmy się z tego, że wciąż jesteśmy ze sobą. Możemy cieszyć się swoim widokiem i dotykiem.
Postanowiliśmy przejść się po mieście. Byliśmy w naprawdę wielu miejscach, które przywoływały najróżniejsze wspomnienia.

Przechodziliśmy nawet przy sklepie, który niegdyś był naszą pierwszą stacją.
Pamiętam ten dzień. Irytacje spowodowaną brakiem samodzielności i ciepły, niepewny głos Doi'ego, który pojawił się jakby znikąd. Moją rezygnacje, która zjawiła się, gdy uświadomiłem sobie kim jest dana osoba.

Imada Doi. Idol większości Azjatek, znany niemal przez wszystkich. Oszałamiający swoim uśmiechem, pewny siebie piosenkarz, który po bliższym poznaniu okazał się naprawdę miłą, ciepłą osobą.
Nie wiem jednak, który moment sprawił, że zaakceptowałem tą gwiazdę. Przecież od zawsze ich nienawidziłem. Uważałem, że ludzie show biznesu są fałszywi, nieczuli na krzywdy innych, skupieni jedynie na sobie.
Nawet teraz odnoszę wrażenie, że Doi jest ich przeciwieństwem, że jest taką... Dobrą owieczką, której talent doprowadził ją na szczyt.
To chyba jego szczerość mnie przekonała. Jego wspaniały uśmiech, którym raczył mnie przy każdej nadarzającej się okazji.
Zawędrowaliśmy także do parku, który ostatnio stał się naszą oazą. Polubiliśmy to miejsce. Było bardzo ciche i puste.
Rozstaliśmy się dopiero wieczorem, obiecując sobie następne spotkanie, które miało być tym ostatnim. Pożegnanie.

Po zatrzaśnięciu za sobą drzwi mieszkania oparłem się o nie i głęboko odetchnąłem. Nie mogłem o tym myśleć, nie dziś.
A jednak. Myślałem cały czas.
Kiedy pół godziny później siedziałem na kanapie, w cichym salonie, ze świadomością, że Doi właśnie pakuje się do wyjazdu przyszedł mi do głowy pomysł. Okropny, naiwny.
Blondyn z pewnością zostałby w Japonii, gdyby coś mi się stało. Wystarczyło by wyjść do łazienki, wziąć tabletki przeciwbólowe, które zostały po moim ostatnim wypadku i popić je wódką. Albo przynieść nóż z kuchni i przejechać nim po nadgarstku. Zrzucić się ze stromych schodów, z balkonu, z okna.
Miałem wiele możliwości, ale w tej samej chwili pojawiła się kolejna myśl.
Jedno słowo.
"Zostań."
Zostałby. Jestem tego pewien, jak niczego innego. Jeśli powiem, żeby został tu ze mną... Zostałby. Dla mnie.
Spojrzałem na Toi, która siedziała tuż przy drzwiach. Nie wyła, nie szczekała. Tak jakby czuła, że od dziś tu właśnie jest jej nowy dom. Jakby ta mała psina wiedziała, że jej właściciel musi na pewien czas wyjechać. Nie zdawała się zdenerwowana, może nieco zdezorientowana.
Przywołałem ją do siebie, na co zamerdała ogonem i podbiegła do kanapy.
Śmieszne. Obaj kochaliśmy tego samego gościa, a mimo to uwielbialiśmy siebie nawzajem.

*      *      *

Dzień wyjazdu Doi'ego był pochmurny. Nie jechałem z nim na lotnisko. Z tamtego miejsca mieli nagrać fragment do serialu, by pokazać jak daleką drogę przebyli by upodobać się widzom.
Spotkaliśmy się na rozstaju dwóch dróg. Było to nieprzyjemne uczucie. Zawsze właśnie tu żegnaliśmy się, gdy Doi odprowadzał mnie do domu. Tym razem było podobnie.
Mieliśmy się rozstać.
Jednak , możliwe było że to nasze ostatnie spotkanie.
Razem przeszliśmy do pobliskiego parku, gdzie wypuściłem pełną entuzjazmu Toi. Biegała w ogół nas, ciesząc się, że widzi mojego chłopaka. Mężczyznę, który za kilka minut miał przestać być Mój. Uświadamiając to sobie poczułem łzy w oczach, dlatego od razu odwróciłem głowę w bok.
- Chyba... Powinniśmy się pożegnać. - Mruknąłem po krótkiej wymianie zdań. To było tak bardzo sztywne i nienaturalne, że nie wierzyłem w prawdziwość tej sytuacji. To nie mogła być prawda. Doi nie mógł mnie zostawić.
-Na pewno to w porządku... Żebym wyjechał? -Zapytał blondyn kładąc dłoń na moim podbródku i odwracając moją twarz w swoją stronę.
- Tak. Rozmawialiśmy o tym. Tak będzie najlepiej. - Odparłem, zbierając w sobie całą siłę.
- Jesteś tego bardziej pewny ode mnie. - Zaśmiał się, głaszcząc kciukiem mój policzek. Nie słysząc odpowiedzi po raz drugi zamknął mnie w ciasnym uścisku. Usłyszałem jak niedaleko nas podjeżdża samochód. Matka Doi'ego miała odwieźć go na lotnisko.
- Wiem, że jest to coś... Co musisz zrobić. - Mruknąłem cicho. Blondyn odsunął się nieco i musnął moje wargi swoimi. Po chwili zamknął je w mocnym pocałunku, który zawierał w sobie tyle delikatności i czułości co żaden inny.
Gdy się od siebie oderwaliśmy przez chwilę jeszcze trwaliśmy w ciszy, ciesząc się ostatnimi chwilami swojej obecności.
-Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował mnie przy sobie, nie wahaj się poprosić. - Doi w końcu zebrał się na odwagę, by zakłócić ciszę. - Wystarczy, że powiesz, żebym przyjechał... Zrobię to. Nawet jeśli dzięki temu wyrzucą mnie z pracy. Nie martw się. Bądź czasem samolubny i myśl o tym, czego potrzebujesz. - Pouczył mnie, ponownie obejmując swoimi ramionami. Poczułem w oczach łzy. Wiedziałem, że tego nie zrobię. Nie Ja jestem najważniejszy, a jego życie i cele. - Nie powiem " Żegnaj", bo wiem, że jeszcze się spotkamy. Mogę ci to nawet obiecać, Haruhiko. Nie wiem czy nastąpi to za kilka miesięcy czy może za kilka lat, ale wiem, że nie jest to koniec naszej historii. - Mówił Doi tuż przy moim uchu, owijając je ciepłym oddechem. Wtulałem twarz w jego szyje nie myśląc nawet o tym by mu przerwać. Chciałem słuchać jego spokojnego głosu. - Nie wiem, czy powinienem to mówić, ale kocham cię. - Oznajmił, na co zaśmiałem się cicho.
- Ja ciebie też kocham. - Powiedziałem krótko, nie wiedząc co jeszcze mógłbym dodać.
- Doi, chodź już. Spóźnimy się! - Usłyszeliśmy głos pani Imady, który przebił się przez nasze ciche szepty.
- Do zobaczenia, Haru- Chan.  - Mruknął, jednak mimo to się nie odsunął. Ostatni raz złożył na moich ustach delikatny niczym jedwab pocałunek.
- Do zobaczenia, Doi. - Powiedziałem, gdy odsunąłem wargi od niego.

Blondyn nachylił się do czekającej przy nas Toi i pogłaskał ją po głowie, mówiąc by mnie pilnowała. W innej sytuacji z pewnością jego słowa by mnie rozbawiły, jednak nie teraz.
Niebieskooki raz jeszcze przytulił mnie mocno po czym uśmiechnął się lekko.

To był pierwszy raz, kiedy widziałem na jego ustach tak bardzo wymuszony, pełen niepewności uśmiech.

Chwilę później Doi odjechał.
Gdy tylko zniknął z zasięgu mojego wzroku pozwoliłem by długo utrzymywane łzy spłynęły po moich policzkach.

" Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew włas­ne­mu."

Doi odszedł i pozostawił po sobie miłość, która na zawsze zajęła część mojego serca.
____________________________________________
To nie koniec! Jeszcze Epilog!
Powyższy pochylony tekst to cytaty Vincent'a Van Gogh'a :)
Soł... Proszę o komentarz, chciałabym usłyszeć wasze emocje po przeczytaniu tego fragmentu :3 Jestem bardzo ciekawa. Do usłyszenia wkrótce, moje słoneczka.
Teraz Hoshi idzie spać, bo na 6:00 do pracy leci.

Komentarze

  1. T.T Znęcasz się. Choć, co do cytatu się w 100 % zgodzę. Jednak jest to ból, kiedy ktoś zmienia twoje życie o 180 stopni, a potem wyjeżdża. Trzymam za chłopaka kciuki, żeby nic głupiego nie zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne. Płaczę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Haru. Czy tylko ja jestem taka naiwna i ubzdurałam sobie, że zaraz Doi zawróci? ;-;. Cytat bardzo mi się podoba, nawet bardziej niż ten z KP >tak Hoshi to ja ci marudze na asku ;p<. Pff pff pff sama nie wiem co teraz wam myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Za mało bólu i krwi VW zakończeniu~ tsu

    OdpowiedzUsuń
  5. Płacze.
    To było takie piękne.
    Mam nadzieję że w epilogu do siebie wrócą.
    Bardzo lubie happy endy :)
    Proszę zdąży oni byli razem <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Aha, okej, płaczę. Dzięki wielkie XDDD Jam mój wujek wejdzie do pokoju i zobaczy, że ryczę do kompa, to będzie na Ciebie XDD
    Nie spodziewałam się innego zakończenia i chociaż uwielbiam jak rozdziałowce mają happy endy, to nie pasowałoby mi tutaj nic innego.
    Chociaż nie pogardziłabym jakby w epilogu Doi wrócił do Haru. Na serio... Nie obrażę się XDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Siedzę i płaczę, ryczę i szlocham. Dziękuje Bardzo za to.
    Nie myślałam, że to kiedykolwiek to powiem, ale wiem doskonale jak się czuję Haru, bo ja przeżywam w swoim życiu dokładnie to samo. Ukochana osoba odchodzi, a ja nie wiem co mam zrobić. (jak Haru jest spod znaku Barana, to chyba łączy mnie z nim jakaś niewidzialna więź).
    Czekam na epilog, nie ważne czy będzie happy end czy nie i tak Cię kocham Hoshi <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie lubię Cię:( I płacze:( I nie lubię Cię:( Cytat faktycznie cudowny i zaraz go sobie w zeszycie zapisze:) Co do rozdziału to byłam pewna, że Doi wyjedzie, ale miałam jednak tą nadzieję iż zmieni zdanie w ostatniej chwili... Znam to uczucie gdy ktoś bliski wyjeżdża za granice, kontakt powoli się urywa, a Ty wciąż kochasz. Po roku okazuje się że tylko Ty bo ten ktoś już dawno ułożył sobie życie i zadowolony przedstawia Ci swoją żonę... Szkoda mi Haru. Może i do tego opowiadania pasuje smutne zakończenie, ale ja bym bardzo się cieszyła z happy endu (chyba tylko dlatego czytam opka, w życiu mam wystarczająco swoich problemów, a happy endy dają pewne pocieszenie:)).
    Pozdrawiam, Setsuna ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyję i dosłownie wyrywam sobie włosy. Wyglądam jak trup, nienawidzę Cię i kocham jednocześnie. Świetne opowiadanie, a Ty już je kończysz. Jak obiecałam- umarłam. Masz człowieka na sumieniu! To opowiadanie w każdym zdaniu, słowie, literze jest wypełnione emocjami i uczuciami. Haru już i tak został skrzywdzony przez los, a teraz stracił Doi'ego. Jestem bardziej przygnębiona niż oni, Hoshi, nie rób mi tego.~

    OdpowiedzUsuń
  10. Tylko kilka łez pociekło. Tylko kilka lecz to i tak duzy wynik przy wybranym z emocji ciele. Gratuluje. Udało ci się. //Re

    OdpowiedzUsuń
  11. jak tak można zostawić człowieka w smutku że nie ma happy endu oni do siebie tak pasowali. Ale może faktycznie trzeba dać czas Haru-chan by się odbił ku powierzchni wiary w siebie. No coś w tym stylu

    OdpowiedzUsuń
  12. Odpowiedzi
    1. Cóż... Póki co z epilogiem poczekam :3
      Chociaż do środy.
      Powód... Jak tak patrzę na ankietę... Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wygrywa -Chwilowo- Wygrywa druga seria Marzyciela! ( A myślałam, że to opowiadanie w ogóle się wam nie podoba...o.o)
      Jeśli do środy się to nie zmieni, to oszczędzę sobie Epilog i dodam zamiast niego pierwszy rozdział drugiej serii :3
      Więc... Poczekajmy do środy <3 <3 Wtedy ukaże się notka. Epilog lub Rozdział pierwszy.

      Usuń
  13. Boże...obiecałam sobie, że nie będę płakać na ostatnim rozdziale..ale kobieto! Jak ty możesz się tak znęcać..Oni muszą być razem.. muszą jestem spragniona happy end'u! ;-;
    Ale rozdział wspaniały...♡
    M.Katsura

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać, że Ci wszystko oddam za happy end w tym opowiadaniu!
      Kurde no siedzę płaczę i błagam zlituj się! T^T
      ~ M.Katsura

      Usuń
  14. To takie smutne, że aż mi głupio, że się rozklejam ;-;
    I generalnie wpadłam na pomysła, że epilog będzie jak po roku czy coś wraca Doi do ukochanego....taaaa, można pomarzyć xD
    Ehh...no, nie musi być teraz ''happy end", ale liczę na niego w drugiej serii ;D
    Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Płaczę. Rozdział jak i samo opowiadanie było cudowne. Ale brakuje mi wyjaśnienia jego snów, lub próby morderstwa w wykonaniu siostry Doi'a. Już nie mogę się doczekać epilogu.

    Twoja nowa czytelniczka,
    Melodie.

    OdpowiedzUsuń
  16. kurcze wielki smuteł. :C jak to już koniec? ;-; płakajam. Tak bardzo się w to wczułam że teraz moja mama patrząc na mnie zastanawia się czemu płacze. :C //Lucy

    OdpowiedzUsuń
  17. Znowu rycze ;( 25 rodziałów na raz to dużo i teraz wszędziebwidze latajace literki, ale trudno... Było warto. Tego smutnego końca ci nie wybaczę. Pozdrawiam :*
    ~ Luśka

    OdpowiedzUsuń
  18. Dlaczego płakałam jak oni się rozstawali? ;-;

    Ale i tak genialne jak zawsze^^

    OdpowiedzUsuń
  19. Ojejku... Przez cały ten rozdział płakałam, od początku-do końca. Szczerze mówiąc, to pisząc ten komentarz łzy nadal spływają mi po policzkach... Bardzo przywiązałam się do Doi'ego i Haru. Na szczęście ich historia doczekała się kontynuacji ;) Dodam jeszcze, że ślicznie piszesz. Były w niektórych momentach błędy np.ortograficzne (mówię tu ogólnie, czyli o całym opowiadaniu),ale to niezbyt przeszkadzało ^^ Zresztą, to opowiadanie pisałaś ok. rok,a pismo jak i doświadczenie, wiedza się poprawiały ;) Pierwszy raz tak bardzo płakałam na opowiadaniu (jeju, cały czas powtarzam słowo "opowiadaniu", ale o tej godzinie trudno mi wymyślić synonimy xD). Te emocje, które opisałaś...cudowne. No, nie wiem, co jeszcze napisać...dziękuję, że mogłam przeczytać twoje dzieło :)) Nie byłabym sobą, gdybym nie przeczytała dalszych losów naszej parki ^^

    OdpowiedzUsuń
  20. Hej,
    smutnr Doi wyjechał, ale mam nadzieję, że nie zapomni o Harukim i wróci do niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz