Dreamer - Rozdział 5

Dni mijały powoli, przeciętnie. Niebo szarzało coraz szybciej, a powietrze stawało się zimniejsze. Był to znak mijającego czasu.
My się starzejemy, wzorce zmieniają, a świat staje się nowocześniejszy. Ale czy to aby na pewno dobrze? Przecież nie wszyscy ludzie lubią zmiany. Ja ich nienawidzę, zazwyczaj mimo obietnic i przypuszczeń podejmujemy złe decyzje, ale nie możemy ich zmienić. Czas pędzi do przodu, a my nie potrafimy go zatrzymać.  Najprawdopodobniej nigdy nie znajdzie się człowiek, który będzie potrafił to zrobić.
Tak więc i mój czas mijał, ale nie potrafiłem go należycie wykorzystać. Większości dni spędzałem w domu, przed telewizorem. Raz odwiedziła mnie siostra, przy okazji zaopatrując moją lodówkę na najbliższy miesiąc i zapraszając mnie na święta.
Jest szczęśliwa, jej oczy promienieją, a uśmiech roztacza tą radosną aurę wokół.
Podświadomie czułem, że myśli o mnie, jednak nie zamierza wrócić. Ale przecież dam sobie radę sam.
Z Doim rozmawiałem dość często, przez co zacząłem nawet podejrzewać, że jestem jego jedynym "przeciętnie żyjącym" znajomym. Bo chyba mogłem się nim tak nazwać.
Dana znajomość, ograniczała się do krótkich rozmów przypominających codzienne raporty. Wiedziałem co robi, kiedy i gdzie ma koncert, sesje zdjęciową lub wywiad, co kupił, co oglądał, a nawet mniej- więcej kiedy zasnął i wstał.
Co ranek witał mnie sms'em i żegnał w podobny sposób.
Ale nawet posiadając takowe informacje czułem, że tak naprawdę jest mi całkowicie obcy, będąc jednocześnie moim oparciem, jedyną osobą ze świata zewnętrznego, z którą dobrowolnie utrzymywałem kontakt.
Niemal każdego dnia powtarzał, że " to już ten ostatni" dzień pracy, że już kończy z karierą, ale i ja, i on wiedzieliśmy, że to nie takie proste. Chciałem, żeby był szczęśliwy. Wydawało mi się, że mimo wszystko On także na to zasługuje. Jak każdy człowiek.
Pewnego dnia obudziłem się z postanowieniem, że naprawdę Go poznam i za chiny nie chciałem odsunąć od siebie tego zadania. Chyba pół godziny ślęczałem nad telefonem i tak naprawdę pierwszy raz w życiu zastanawiałem się co pomyśli sobie o mnie ktoś inny.
Układałem strategie.
Miałem zadzwonić? Napisać prosząc o spotkanie? Z drugiej strony, na pewno nadejdzie dzień, gdy to on je zaproponuje.
Wreszcie zdecydowałem się wysłać wiadomość, wcześniej kilka razy edytując jej słowa.
Sam siebie nie poznawałem. Od kiedy zależało mi na tym, by ktoś dobrze odebrał moje słowa?
"Spotkamy się?" - tak właśnie brzmiała wiadomość, nad którą myślałem przez długi, długi czas. Odpowiedź przyszła dopiero po godzinie w ciągu, której oglądałem TV.
"Może o 4 po południu?"  Wpatrywałem się chwile w wyświetlacz , po czym odpisałem, zgadzając się . Ustaliliśmy jeszcze miejsce spotkania i pożegnaliśmy się.
Dla zabicia czasu posprzątałem trochę w domu, nucąc sobie piosenki płynące z programu telewizyjnego po czym usiadłem na kanapie, przełączając dany kanał.
 Dokładnie o 3: 45 wyszedłem z domu. Miałem na sobie długie spodnie i grubą bluzę, a na to założoną jeszcze jedną. Nienawidziłem nosić kurtek, a dziś o dziwo było dość ciepło. Wymaszerowałem z bloku, przeszedłem na drugą stronę ulicy i ruszyłem w umówione miejsce. Już z daleka widziałem Doi'ego bez ustanku wpatrującego się w migoczący ekranik telefonu. Podszedłem do niego, po drodze przyśpieszając. Gdy byłem blisko uniosłem oczy z ziemi, na twarz blondyna. Ten uśmiechnął się szeroko. Chyba zawsze będę pamiętał go z tym radosnym wygięciem warg.
-Cześć.
-Hej. - Mruknąłem czując nagle, że mój poranny zamiar jakby uciekł, schował się przed tą pozytywną postawą. Stojąc tak blisko widziałem jak szare oczy, schowane za ciemnym szkłem okularów rozglądają się po okolicy. Po chwili chłopak ruszył przed siebie, ciągnąc mnie lekko za rękaw.  - Gdzie idziemy? - Zapytałem dorównując mu kroku.
- Przed siebie. - Wyznał luźnym tonem. Kilka dziewczyn przystało za nami przyglądając się mężczyźnie, który wyraźnie to ignorował. Tak jak powiedział, ruszyliśmy przed siebie.  Podczas drogi zdałem sobie sprawę, że miejsce w którym mieszkałem od dziecka jest mi bardzo mało znane. Przeszliśmy kawałek i już po chwili miasto zaczęło wydawać mi się inne. Większe i ciekawsze, a nie jak to, które więziło mnie od dziecka. Właściwie.. mogłem się wyprowadzić, ale po co? Tu przecież miałem rodzinę.. Teraz mam tylko siostrę, jednak wciąż rodzinę.
-Właściwie... Co ci się stało? - Zapytał, najpewniej chcąc zacząć jakąś rozmowę. - Bo wyglądasz jakbyś wpadł pod samochód. - Dodał, odwracając twarz w moją stronę i przyglądając się mojemu poobijanemu ciału.
- Spadłem ze schodów. - Przyznałem, uśmiechając się nieco sztucznie. W prawdzie przyzwyczaiłem się do gipsu na ręce, a biodro jak i ramie, które także mocno ucierpiały powoli przestawały boleć, jednak czułem się nieco jak kaleka. Nie byłem zdolny do robienia tego wszystkiego, co robiłem przed incydentem ze schodami w roli głównej. Na szczęście tylko tymczasowo.
-Ciapa. - Zaśmiał się cicho. Prychnąłem, nie dodając, że to siostra, przez swoją nieuwagę spowodowała mój mały wypadek.
- No, nie powiesz mi, że ty nigdy nie zrobiłeś czegoś głupiego. - Mruknąłem także spoglądając na niego.  Ten przegryzł lekko wargę zastanawiając się chwilę, poprawił kaptur po czym wzruszył ramionami.
-Miałem nudne dzieciństwo, rodzice cały czas kazali mi się uczyć, a gdy gdzieś wychodziłem robili mi 15 minutowe kazania co mogę, a czego nie. W prawdzie, często je ignorowałem, ale nigdy się nie połamałem.
- Hm.. A to jest mój pierwszy raz. - Wyznałem zerkając na lekko zabrudzony gips. Szliśmy dalej przed siebie, chwile kontynuowaliśmy temat, po czym zmieniliśmy go na nieco przyjemniejszy, a mianowicie na obgadywanie sławnych ludzi, z którymi Doi'emu zdarzyło się pracować. Około godziny 5 postanowiliśmy przejść się przez park. Zdążyliśmy zajść na tyle daleko, że byłem pewien, iż bez pomocy Doi'ego nie trafię z powrotem pod mój blok.
Park był ładny, dość spory. Było w nim dużo drzew, których nie mogliśmy podziwiać w całej okazałości, przez aktualną porę roku. Obiecaliśmy sobie, że wrócimy tu wiosną, gdy zakwitną drzewa Sakury. Było tam też małe, zamarznięte jeziorko, przy którym nieco zwolniliśmy. Nawet nie zauważyłem, gdy między nami zapadła cisza. Ale nie ta krępująca, a taka, zapadająca między starymi, dobrymi przyjaciółmi.
Spojrzałem w niebo. Nie było jeszcze całkowicie czarne, a szare. Wciąż było widać chmury, jednak wydawały się nie tak jasne jak na co dzień.
Większość z ludzi w dzieciństwie pragnęła stać się kimś sławnym, podziwianym.
Często był to superman czy jakaś księżniczka..
A co z dzieckiem, które pragnęło stać się chmurą?
Podążać po niebie, wybranymi przez siebie ścieżkami. Łączyć się z innymi, by razem tworzyć często nic nieznaczące kształty. Być podziwianym za swe piękno, a jednocześnie być tak wolnym jak żadna istota żywa?
Chciałem być chmurą, nie wiecznie, a choćby przez jeden dzień. Może było to spowodowane niewyobrażalną chęcią latania? Nie wiem, jednak po upływie lat dostrzegłem, że chmury nie mogą być szczęśliwe.
Wcale nie są wolne, a uwięzione na niebie. Nie mogą się opuścić niżej, spaść. Są idealne, przez co są dla większości po prostu nudne, a dla niektórych nawet irytujące. Dodatkowo wszystkie są takie same.
- O czym myślisz? - Głos szarookiego mężczyzny wyrwał mnie z rozmyślań. Spojrzałem na niego nieco nieobecnym wzrokiem, po czym uśmiechnąłem się lekko. Chyba naprawdę z mojego wcześniejszego planu nic nie wyjdzie, jednak miałem w głowie jeszcze jedną opcje, znacznie łatwiejszą i mniej czasochłonną niż wypytywanie Doi'ego o całe jego życie.
- O niczym ważnym. - Odpowiedziałem, patrząc na jego radosną twarz. On także był idealny, ale nie w taki sam sposób jak chmury. Doi niszczył moje poglądy na temat ludzi sławnych. Nie miał przy sobie innych, na każde skinienie. Nie był całkowicie sztuczny, ani wredny.
Doi był po prostu człowiekiem, poszukującym szczęścia.
Tak samo jak każdy inny.
_______________________________________________________
Ponownie przeprasza, że tak długo to zajęło :c
Pewnie rozdział byłby kilka dni temu.. Ale moja "przyjaciółka" stwierdziła, że fatalnie piszę i ... i... no i w napadzie smutku usunęłam ten rozdział i zaczęłam pisać od początku *zawstydzona*
Muszę się pochwalić, bo dostałam się do 3 klasy gimnazjum :3
Co .. Może oznaczać nieco żadsze rozdziały, ale póki co nie zamierzam nic zmieniać.
Hm, dalej będę zapisywała date notki w spisie treści ;)

Pokornie proszę o komentarze :*

Komentarze

  1. Twoja przyjaciółka nie ma racji!!! Ona chyba chciała powiedzieć że piszesz genialnie!
    Nocia bardzo fajna! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz wspaniale i kocham twoje historie! Umieją wycisnąć ze mnie łzy, czego nie umie życie. Swoją drogą... Przed chwilą napisałam tekst o niebie, weszłam tu, a tu o chmurach, o... To dziwne! XD
    3 gimnazjum? Też jestem, drugi raz, ale co tam. Nie zdałam na wsłasne życzenie. Dajmy z siebie wszystko :3
    I weny ci kochanie życzę,
    Prince.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam inne odczucia niż twoja przyjaciółka. Z czystym sercem mogę ci napisać, że jesteś jedną z
    niewielu osób, których styl mi naprawdę odpowiada, bo wydaje się taki... hm... dojrzały.

    W 3 gim. nie jest tak źle. Jeszcze lajtowo, później to dopieto czasu nie będziesz miała.. ;( Tak właściwie to zdziwiłam się, że jesteś ode mnie młodsza !;o

    Życzę powodzenia i weny!;>
    Będę czekać na dalszy ciąg ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. jej twojaaaaaaaa beta Tsuki mnie tu nakierowała. Fajny blog ;D znaczy były kiedyś błędy, a teraz ich jest zdecydowanie mniej. Jedno zdanie, której jest meeega bez sensu, to z tym uśmiechem pozdrowienia. Erykan

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    wspaniale się dogadują, może coś z tego będzie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz